Kilka lat temu na rynku pojawił się krem Reprintic, którego zadaniem jest odświeżanie kolorów wygojonych już tatuaży. Krem zyskał dużą popularność wśród osób posiadających malunki na ciele, bo przecież ma specjalne przeznaczenie i o dziwo (według nich) – działa. Z mojej perspektywy sprawa wygląda zgoła inaczej, w związku z czym chciałabym podzielić się z Wami opinią na ten temat oraz przedstawić sensowne argumenty 😉
Na stronie producenta (Aflofarm) czytamy:
„Reprintic to krem ochronny do codziennej pielęgnacji tatuaży. Nawilża i odżywia skórę pokrytą tatuażem. Wzmacnia intensywność kolorów tatuaży oraz wyostrza ich kontur. Zawiera filtr UVA/UVB (SPF 10), który stanowi dodatkową ochronę przed blaknięciem kolorów tatuażu.”
Najważniejsze pytanie, które należy sobie zadać zanim zakupimy owy krem to CO tak naprawdę wpływa na intensywność kolorów tatuażu?
- Po pierwsze jest to sposób, w jaki tatuaż został wykonany – im bardziej intensywne, żywe kolory i staranność tatuatora (jego technika) tym tatuaż dłużej będzie wyglądał dobrze.
- Drugim czynnikiem warunkującym intensywność tatuażu jest słońce – o fatalnym wpływie promieniowania UV na naszą skórę pisałam tutaj.
- Natomiast trzecią ważną kwestią dotyczącą kondycji tatuaży, która również wiąże się z wrażeniami estetycznymi jest… stan fizyczny naszej skóry.
W praktyce oznacza to dokładnie tyle, co dbanie o ciągłe nawilżenie naszego ciała pokrytego wzorami. Jeśli skóra jest sucha, szorstka i popękana – tatuaż nie ma prawa wyglądać intensywnie. Pamiętajmy, że tusz znajduje się w tej głębszej warstwie skóry (skórze właściwej) , więc wszystko to, co jest nad nim „tłumi” go. Dla zobrazowania tego stwierdzenia przedstawię zdjęcie, które zrobiłam po oparzeniu. Idealnie widać na nim różnicę między kolorem farby znajdującej się głębiej, a tym, co widzimy na co dzień:
Jeśli nie zadbamy o odpowiednią kondycję naszej skóry to tatuaż zawsze będzie wyglądał blado. Można to porównać do kamyka – po wyciągnięciu go z jeziora zachwyca nas barwami przepięknie mieniąc się w słońcu, a po wyschnięciu… czar pryska. Jeśli będziemy regularnie używać kremu (obojętnie jakiego) to wygląd naszego tatuażu zdecydowanie się poprawi. Tak więc… skoro ktoś kupił Reprintic i zaczął go sumiennie stosować raz dziennie to nic dziwnego, że widzi efekty.
I ktoś teraz powie: no ok, ale Reprintic ma SPF i chroni tatuaż przed słońcem.
No niestety muszę zmartwić: SPF 10 to tyle co nic. Aby skutecznie chronić tatuaż przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych należy stosować filtry SPF minimum 50, a najlepiej większe.
Reasumując: krem Reprintic (i podobne tego typu) nie różni się niczym od zwykłych dobrych kremów czy balsamów do ciała. Jego skład nie jest imponujący. Zdecydowanie bardziej polecam Wam krem lub masło firmy Neba, które zawiera aż 7 składników aktywnych, z czego tylko jeden z nich nie jest mocno nawilżającym masłem bądź olejem. Jako, że Neba jest kosmetykiem głównie do pielęgnacji świeżego tatuażu, możecie go stosować już od pierwszych chwil, a nie dopiero po zagojeniu tak, jak w przypadku kremu Reprintic.
Moim skromnym zdaniem ogólna wartość kremów do tatuaży typu „color protect” jest zdecydowanie przereklamowana, aczkolwiek kieruję wyrazy uznania w stosunku do pomysłowości wyprodukowania produktów, będących całkiem niezłym chwytem marketingowym 😉
Pozdrawiam serdecznie,
Monika